Przejdź do treści

Wciąż wierzę w ludzi

Bliskość w oddaleniu. Najbardziej legendarne, niemal mistyczne określenie z moich studiów. Zawsze nam powtarzano, że jest ono uniwersalne, a ja nigdy się nie spodziewałam, że będzie w stanie idealnie opisać obecną sytuację na świecie. Ostatnie dni są dziwne. Inne. Dla wielu trudne. Ulice, parki, place zabaw – zwykle tętniące życiem, dzisiaj świecą pustkami. Przynajmniej powinny. Spacerujący człowiek napotkaną niespodziewanie sąsiadkę omija szerokim łukiem, chociaż jeszcze niedawno radośnie oddałby się beztroskiej rozmowie. Jesteśmy daleko od siebie. Jednocześnie często jesteśmy bliżej niż byliśmy w czasach „normalności”. Robienie sobie wzajemnie zakupów, wyprowadzanie psów, dzwonienie do samotnych. Pomoc osobom zupełnie nam obcym. Obserwuję to wszystko i przypominam sobie – w nieco symboliczny sposób – zeszłoroczną podróż do Krakowa.

Wydawałoby się, że podróż luksusowymi liniami TLK, na stojaka przez pół Polski w totalnym ścisku nie może pozostawić żadnych miłych wrażeń. Tym bardziej, jeśli jest dodatkowo urozmaicona ciągłym przepuszczaniem konduktorów, wózka z jedzeniem i ludzi o niezbyt pojemnych pęcherzach, którzy nieprzerwanie udają się w stronę równie luksusowych toalet. A jednak te wspaniałe warunki wywołały coś, czego nie zamieniłabym na niezmiernie komfortową, klimatyzowaną podróż pendolino, która pozwoliłaby mi radośnie zachować pełną anonimowość i niezależność. Już chyba czujecie o czym to będzie.
Po 5 minutach podróży, między całkowicie zróżnicowaną kulturowo i narodowościowo grupą młodych chłopaków wywiązała się radosna rozmowa o świecie i pozytywnym myśleniu, która towarzyszy mi w głowie do tej pory. Grupa mężczyzn w średnim wieku zajmująca miejsce przy oknie zaczęła nieśmiało rozmowę, a skończyła na robieniu sobie selfie. Niezwykle urocza, uśmiechnięta kobieta koło trzydziestki zachwycała nieprzerwanie swoją bezproblemowością i radością – została również okolicznym ratownikiem finansowym, bo poza ciągłym rozmienianiem pieniędzy, jednemu chłopakowi dołożyła się do biletu. Fala życzliwości wpłynęła na konduktora, który postanowił nie pobierać od niego dodatkowej opłaty za bilet kupiony w pociągu. Ale na tym nie skończył – od razu rozpoczął próby swatania naszej ratowniczki z uratowanym, nie widząc żadnego problemu w tym, że chłopak powinien wysiąść wcześniej – niech jedzie dalej!
Jechałam sobie i pisałam, wiatr urywał mi głowę, więc po opuszczeniu pociągu zamiast włosów posiadałam na głowie stary mop i znowu przestałam ruszać karkiem. Z prawej strony słysząc śmiechy, z lewej energiczne opowieści w polsko-arabsko-angielskiej mieszance języków (naprawdę podziwiam chłopaków i ich umiejętności komunikacji) i tylko w tych przedziałach było jakoś tak smutno i drętwo.

Istnieje powiedzenie, które mówi, że najgorszym przekleństwem jest żyć w ciekawych czasach. Ciekawe czasy niewątpliwie nadeszły. Ale chociaż wiążą się one z wielkimi trudnościami, dla wielu będą dramatem, zdecydowanie są również szansą – szansą na to, by jeszcze bardziej „człowiek człowiekowi człowiekiem”. Bo często, gdy przychodzą niedogodności, potrafimy okazać się bardziej ludzcy. Ktoś powie, że porównywanie podróży TLK do obecnej sytuacji jest wręcz niegodne. Ja powiem: „kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny” (Łk 16, 10).
Także bądźmy razem, ale pamiętajcie: bliskość w oddaleniu! Dla wspólnego dobra.

///

Zdjęcie mojego autorstwa: Łazienki Królewskie, 2019

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *